Recepta na miłość

Rozmawia: Tomasz Strużanowski

Tomek jest piosenkarzem, Barbara prowadzi dom. Są małżeństwem od 22 lat. Łączy ich miłość, która wciąż się pogłębia. Jej owocem jest troje dzieci: 21-letni Mateusz, 20-letnia Monika i 6-letni Jasio.

Barbara i Tomasz Kamińscy
fot. Tomasz Strużanowski

Szczegółowo wcześniej poinstruowany, bez problemu docieram do bramy, za którą widać domostwo Barbary i Tomka Kamińskich. Gospodarze czekają na progu.

Moją uwagę przykuwa stojąca opodal kapliczka. „Kiedy się tutaj wprowadzaliśmy, postanowiliśmy zacząć od ofiarowania tego miejsca i nas samych w opiekę patronki tej ziemi” – wyjaśnia Tomek. Czytam napis: „Matko Boża Skępska, opiekunko ziemi dobrzyńskiej, strzeż nas jak własności Twojej. Kochamy Cię z całego serca”. Drewnianą figurkę wyrzeźbił miejscowy twórca amator, krzyż wieńczący kapliczkę jest darem biskupa toruńskiego Andrzeja Suskiego.

Gdy wchodzimy do domu, w oczy rzuca się wielka przestrzeń. „Cóż, kupując ten dom, użytkowany wcześniej przez wojsko, musieliśmy się pogodzić z faktem, iż ma on… 600 m2 powierzchni” – mówi Barbara. To do niej chwilę później, już przy kawie, kieruję pierwsze pytanie.

Od 11 lat nie pracujesz zawodowo. Nie masz z tego powodu poczucia straty?

Barbara: To był nasz wybór. Jestem w domu nie dlatego, że ktoś musi sprzątać, gotować i prać, lecz po to, aby dzieci czuły, że zawsze znajdą tu kogoś, kto ma dla nich czas. Bo potrzeb dziecka nie da się sprowadzić do nakarmienia, odziania, kupienia zabawek, podręczników, zapewnienia korepetycji czy wręczenia kieszonkowego. Dzieci najbardziej potrzebują czegoś innego: uwagi, miłości, wsparcia i postawienia granic – jasnego określenia, co dobre, a co złe. Pracując zawodowo, nie potrafiłam pogodzić się z faktem, że miałam dla moich dzieci tylko godzinę czasu przed dobranocką…

Większość kobiet patrzy raczej, jak wyrwać się z domu…

Barbara: Bo uważają konieczność pracy zawodowej raczej za zdobycz niż za balast. Nie dostrzegają, że w ten sposób pracują na dwa-trzy etaty, przy czym ten domowy jest traktowany najbardziej po macoszemu. Przecież w pracy szef nie pozwoli niczego zaniedbać, zrobić „na pół gwizdka”. Państwo nie dostrzega, że kobiety wykonują w domu pracę niezwykle użyteczną społecznie. Świat je wyśmiewa, nazywając kurami domowymi. Powiedzmy sobie szczerze – w domu też różnie z tym bywa… Sama pamiętam, jak kiedyś dzieci zapytały mnie: „Mamo, a co ty właściwie robisz?”.

Tomku, w jaki sposób utwierdzasz żonę w tym wyborze?

Tomek: Doceniam jej wysiłki. Traktuję je jako pracę równorzędną z moją. Stawiam jej wymagania, jeśli chodzi o wygląd. Nie ma mowy o tym, by – korzystając z leśnego odosobnienia – nie dbała o siebie. Co rusz kupuję jakiś sprzęt ułatwiający pracę w domu. Sam zresztą spędzam w domu dużo czasu. Bardzo lubię na przykład gotować.

Barbara: Tomek jest świetnym kucharzem. Kiedyś to on wręcz dominował w kuchni. Nie zapomnę pochwały, jaką kiedyś usłyszałam od dzieci: „Mamo, ty już gotujesz prawie tak dobrze jak tata!”.

Czy czujesz się spełniony jako muzyk?

Tomek: Dotknąłem różnych gatunków muzycznych: muzyki klasycznej, jazzu, bluesa. Kolejnym etapem stała się twórczość autorska – coś, o czym zawsze marzyłem. Mam wyjątkowo komfortową sytuację, gdyż nie tylko komponuję muzykę, ale piszę też słowa, a co najważniejsze – nie jestem zależny od nikogo oprócz odbiorców mojej twórczości.

Twoje koncerty to nie tylko muzyka, ale też – a może przede wszystkim – dialog z publicznością, zwłaszcza młodą.

Tomek: Podczas koncertów nie tylko gram i śpiewam, lecz przede wszystkim rozmawiam, dzielę się doświadczeniami przebytej drogi duchowej. Nie występuję w roli gwiazdy, uciekającej po koncercie do hotelu. Nie wcielam się w rolę nauczyciela, bo czegóż sam z siebie mógłbym ich nauczyć? Widzę natomiast, że kiedy zaczynam działać dla królestwa Bożego, Chrystus przełamuje wszelkie bariery. Sam czuję się jedynie narzędziem… Jakie to fascynujące, że facet taki jak ja, w średnim wieku, wcale nie typ idola, jest w stanie przyciągnąć tylu młodych!

Mateusz, Jaś i Monika Kamińscy
fot. Tomasz Strużanowski

Często powtarzasz, że jesteś przede wszystkim mężem i ojcem. Muzyka nie jest dla Ciebie aż tak ważna?

Tomek: Niedawno usłyszałem wypowiedź słynnego polskiego kompozytora, który stwierdził, że muzyka jest dla niego całym światem. Jak w tym momencie poczuli się jego żona i dzieci (a wiem, że ten artysta ma rodzinę)? Muzyka całym światem? W takim razie jest to raczej dość ubogi świat. Bo przecież muzyka to raptem siedem dźwięków, które można poukładać w różne kombinacje…

Jak Waszym zdaniem brzmi recepta na udane, szczęśliwe małżeństwo?

Barbara: To miłość. Miłość, która nie polega tylko na zakochaniu, zauroczeniu, lecz jest procesem rozpoczynającym się w młodości i trwającym do śmierci. Nie zawsze jest to sielanka. W znanym dowcipie mąż z długoletnim stażem zapytany, czy nigdy nie miał pokusy, by się rozwieść, odpowiada: „Rozwieść – nigdy, natomiast zabić – wiele razy…”. Bo miłość małżeńska to decyzja na dobre i na złe, bez warunków wstępnych i bez warunków w trakcie. Miłość jest umową o wzajemne dozgonne zatroskanie, natomiast nie ma nic wspólnego z umową biznesową. Tu nie ma miejsca na intercyzę…

Tomek: Pamiętam narzekania kolegów: „Jak się ożenisz, to nic już nie będzie tak samo. Nie pójdziesz z nami na piwo, na imprezę”… Rzeczywiście, coś się skończyło. Wybrałem Basię na swoją żonę, więc od tej pory ona stała się dla mnie najważniejsza. Odtąd wszystkie inne sprawy, w tym moje dotychczasowe rozrywki i zainteresowania, starałem się konfrontować z dobrem mojego małżeństwa. I jeśli uznałem, że może ono doznać uszczerbku – rezygnowałem z nich.

Czy miłość małżeńska jest „z definicji” skazana na szarzenie, kurczenie się?

Barbara: Ci, którzy tak mówią, zamiast od początku ćwiczyć się w miłości, chyba raczej budują na uczuciach, czyli tak naprawdę nawzajem się oszukują. Poprzestają na krótkotrwałym zakochaniu, wzajemnym zauroczeniu, a nie wchodzą w proces budowania miłości pojętej jako troska o dobro drugiej osoby. My od początku postawiliśmy na budowanie więzi małżeńskiej. Nie dyskutowaliśmy, czy zamierzamy żyć w małżeństwie sakramentalnym, bo to było dla nas oczywiste. Usamodzielniliśmy się: sami sobie wyszukiwaliśmy mieszkania, nie daliśmy wyręczać się przy wychowywaniu naszych dzieci, nie pozwalaliśmy nikomu wtrącać się w nasze sprawy, stopniowo dorabialiśmy się najpotrzebniejszych rzeczy. To nas scalało, było jak klej. Nic zatem dziwnego, że nasza miłość – tak to oceniamy – jest dzisiaj zdecydowanie większa niż wtedy, kiedy byliśmy piękni i młodzi.

Jak rozumiecie sakramentalny charakter Waszego małżeństwa?

Barbara: To znaczy, że do naszej wspólnoty, którą tworzymy we dwoje, zapraszamy Chrystusa z Jego nauką i łaską. Kiedy przez te wszystkie lata staraliśmy się dojrzewać w naszej miłości, to siły czerpaliśmy właśnie z Niego. Najbardziej widoczne jest to w trudnych sytuacjach, których w małżeństwie nie brakuje. Wtedy przychodzi Chrystus i mówi, że dźwiganie krzyża ma sens i może prowadzić ku czemuś dobremu. Kiedy się kłócimy, to nasz gniew – wierzymy, że to łaska od Chrystusa – trwa bardzo krótko… Pamiętam nasz ślub. Chociaż nie miałam zbyt pięknej sukienki, bo to był sam schyłek komuny, pustki w sklepach, czułam się jak księżniczka. Tomek powiedział wtedy: „Basiu, chciałbym, żebyśmy całe nasze małżeństwo przeżywali tak głęboko jak ten ślub”. I chyba to wymodlił…

Tomku, czym więc jest dla Ciebie kariera?

Tomek: Kariera? Chcę ją zrobić przede wszystkim jako mąż i ojciec rodziny. Z tego, a nie z liczby koncertów czy sprzedanych płyt kiedyś rozliczy mnie Pan Bóg.

Bardzo dziękuję za rozmowę.


Tomasz Kamiński – urodzony w 1965 roku w Toruniu, współzałożyciel zespołu Nocna Zmiana Bluesa, w którym przez wiele lat śpiewał i grał na skrzypcach. Wraz z zespołem nagrał 7 płyt długogrających, 5 kaset oraz kilka filmów i teledysków dla Telewizji Polskiej. Po kilkunastu latach opuścił zespół, aby rozpocząć karierę solową. Stał się jednym z niewielu w Polsce przedstawicieli stylu muzycznego określanego jako piosenka autorska. Sam pisze teksty, komponuje muzykę i wykonuje swoje utwory. Wydał pięć płyt solowych: Małe miłości (1999), Anioły do mnie wysyłaj (2001), Jaśmin (2003), Muzyczne listy do Młodych (2008) i Jeszua ben Adonai (2008). Dużo koncertuje, zwłaszcza dla młodej publiczności. Strona internetowa: www.kaminski.net.pl

Familia

Tekst pochodzi ze strony magazynfamilia.pl

  • Noe
  • Multimedia.
  • Kolorowanki
  • Dla rodziców

© B.HERO 2010-2019

Projekt i wykonanie: Rhema Group